Podobnie jak większość moich koleżanek i kolegów z pracy
dorastałam w czasach, w których chwalenie dzieci utożsamiane było z
rozpieszczaniem. Szkoła przede wszystkim wymagała, a szczytem okazywania
przychylności wobec osiągnięć ucznia, było wręczenie rodzicom listu
pochwalnego, po zakończeniu szkoły podstawowej lub liceum.
Kilka lat pracy poza edukacją, w
korporacyjnej rzeczywistości, dało mi wiele do myślenia a propos werbalizowanego
doceniania starań. Dorośli ludzie, kiedy przygotowują dla przełożonego
materiał, realizują w grupie projekt czy po prostu wykonują swoje codzienne
obowiązki, bezwzględnie wręcz potrzebują informacji zwrotnej. Często jednak
zdarza się tak, że jedyna informacja zwrotna, jaką otrzymują dotyczy kwestii do
poprawy, niedopatrzeń, czy – mówiąc najprościej – błędów. Kiedy wróciłam do
pracy w szkole, dostrzegłam, że sytuacja wygląda bardzo podobnie i to zarówno
na linii dyrekcja-nauczyciele jak i nauczyciele-uczniowie. Ważna w tym aspekcie
jest również relacja dyrekcja/nauczyciele-rodzice, choć zupełnie niedoceniania
w codzienności pracy edukacyjnej. Pozytywna informacja zwrotna – pochwała –
wzmacnia zachowania i działania, do których się odnosi. Oznacza to, że z dużym
prawdopodobieństwem to, za co uzyskaliśmy pochwałę, powtórzymy przy najbliżej
okazji. Brak pozytywnego feedbacku połączony tylko i wyłącznie ze zwracaniem
uwagi na obszary naszej pracy, które wymagają poprawy, powoduje, że czujemy się
zagubieni, niekompetentni, nie na miejscu, zbędni. Znacząco obniża to samoocenę
i prowadzi do zniechęcenia. Silniejsze osobowości alb poszukają innej
przestrzeni samorealizacji, albo znajdą w najbliższym gronie kogoś, kto ich
doceni. Osoby nieco bardziej wrażliwe na bodźce społeczne są narażone na daleko
idące konsekwencje takiej postawy osoby sprawującej w danej relacji funkcje
weryfikacyjne.
W szkole pozytywna informacja
zwrotna ma ogromne znaczenie, bowiem
toruje szlaki do samooceny w dorosłym życiu. Jest ona sprawą o tyle
trudną, że ulega mocnej korelacji z systemem stopniowanej, numerycznej oceny,
która nie daje wiedzy szerokiej wiedzy, ale jest jasnym i czytelnym sygnałem
dotyczącym powodzenia. Z tego oczywiście wynikają toczące się od lat rozmowy i
kolejne etapy wdrażania oceny opisowej. Jednak w perspektywie codziennej pracy
nauczyciela, nieprawdopodobnym wydaje się być przygotowanie za każdym razem,
dla każdego pełnej oceny opisowej.
Tu pozwolę sobie wrócić do
wspomnianych przeze mnie listów gratulacyjnych. Była to świetna tradycja,
szkoda jednak tylko, że nosiła bardziej znamiona rytuału, elementu szkolnej
uroczystości, niż prawdziwego docenienia osiągnięć uczniów i postaw promowanych
przez ich rodziny. Większość listów pochwalnych, jakie widziałam w życiu,
wyglądało jak uniwersalne dyplomy, wypełnione tą samą treścią. Różniły się
tylko nazwiskami i tytułami dołączanych do nich książek. To one jednak
zainspirowały mnie do corocznego przygotowania listów pochwalnych dla
wszystkich uczniów z mojej klasy. Nie organizuję ich uroczystego wręczania, a
ze względu na wygodę i oszczędność czasu wysyłam je mejlem do rodziców i
uczniów. Gwarancją skutecznej pochwały jest m.in. jej konkretny charakter i
rzetelność. Słowne nagrody o bardzo ogólnym charakterze raczej wywołują wrażenie
bycia lekceważonym, zbywanym niż docenionym. Dlatego w podsumowującym rok
liście pochwalnym zawsze piszę coś, co jest prawdziwą zaletą dziecka.
Podkreślam to, co chciałabym zobaczyć w jego zachowaniu i pracy jako pierwsze
po powrocie z wakacji. Pisanie innego listu dla każdej z rodzin jest bardzo
czasochłonne. Zaczynam już w pierwszej połowie czerwca, tak by móc jeszcze na
spokojnie przemyśleć kwestie, które wydają się być wątpliwe. Zdarza się, że
jeden list piszę kilka razy. Bywało i tak, że rodzic, odpisał mi kilka gorzkich
słów związanych z tym, że doceniam sprawy błahe w kontekście fatalnych ocen.
Cóż bywa i tak. Nie zniechęcam się jednak, licząc na to, że ci bardzo młodzi
dzisiaj ludzie, za parę lat będą dzięki temu myśleć o sobie dobrze i dobrze
czuć się ze swoją rolą w dorosłym życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz