Nauczycielka na wakacjach. Jedzenie

Wakacje to doskonały moment, by przyjrzeć się ludziom w ich najbardziej prywatnym wymiarze. W czasie podróży, które odbywamy z rodziną wychodzimy bowiem do przestrzeni publicznej z tym, co najintymniejsze – z najbliższymi, z relacjami, jakie nas z nimi łączą, z emocjami, które często są uwalniane przy okazji zmiany otoczenia i uwarunkowań, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Czas zbiorowego wypoczywania jest dla mnie czasem, w którym pozwalam sobie popatrzeć na to prywatne życie zupełnie niespodziewanie wyeksponowane, odarte z powszednich niuansów zapracowanej, poprawnej rzeczywistości. To, co w tym tygodniu szczególnie przykuło moją uwagę to zestawienie posiłków i emocji, jakie wywołują, szczególnie u dorosłych.




Odpoczywając (i tyjąc) na wczasach all inclusive, na których jedzenia jest jak zawsze pod dostatkiem, patrzę na rodziny (wielu narodowości), które próbują przekonać swoje pociechy albo do włożenia czegokolwiek do ust, albo do spróbowania nowego smaku. Od razu stają mi przed oczami obrazki ze stołówki szkolnej, na których nieprzeliczona ilość warzyw (i innych składników powszechnie uważanych za zdrowe) ląduje w koszu na odpadki.Za granicą konflikt jedzenia i rodziny nie kończy się na sprawie niezjedzonego pomidora. Czasem wszak zdarza się, iż mimo mnogości, zabraknie frytek lub nuggestsów. Bywa i tak, że wypoczęty rodzic, który zapomniał o codziennej walce w korporacyjnym wyścigu na śmierć i życie, staje do nowej rywalizacji, którą określić można mianem „jogurt naturalny – a jeśli nie – nie wchodzisz dzisiaj do basenu”. W hotelowych stołówkach nie cichną odgłosy walki o zdrowe bądź jakiekolwiek jedzenie przyjmowane przez najmłodszych.
Rodzice oczywiście wiedzą doskonale co jest dla dziecka dobre i w znaczącej większości przypadków ich rekomendacje w zakresie menu są jak najbardziej racjonalne. To, co jednak najmocniej uderza, to przeogromna chęć narzucenia pociechom, tego, co jest dla nich najlepsze. Dawanie wyboru jest jak najbardziej dobrym tropem. Ważne jednak, by go jednoznacznie ograniczyć. W przypadku wyjazdów nie zawsze jednak wybór jest możliwy. W takich sytuacjach przychodzą mi na myśl słowa Jespera Juula: „Gdy syn lub córka nie chcą jakiegoś dnia jeść zupy mlecznej, można zaproponować jogurt. Jeśli jednak i jogurt nie wzbudzi ich zainteresowania, nie ma powodu do obaw. Można wtedy powiedzieć: „Przykro mi, ale nie mamy nic oprócz jogurtu”. Jeszcze żadne dziecko nie umarło z powodu kilku śniadań. Jednak pamiętajcie o jednym: ŻADNYCH WYRZUTÓW, OSKARŻEŃ CZY SŁODKICH MANIPULACJI! Jeśli będziecie uciekać się do tych środków, dziecko szybko zacznie was naśladować (mimowolnie współdziałać).”

Jesper Juul, Twoja kompetentna rodzina. Nowe drogi wychowania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz