Przed świętami Bożego Narodzenia
znajomi zaprosili mnie na pierniczkowe party. Natychmiast po wejściu, ogarnęła
mnie nieprzebrana radość i chęć tworzenia, podsycana widokiem kolorowych
tubeczek z lukrem, rozmaitych kształtów i barw posypek. Przedwczoraj,
spacerując wzdłuż nielicznych już w naszych miastach alei sklepowych, weszłam
do butiku, którego nazwa i marka najbardziej kojarzy się z kawą, można jednak
znaleźć tam wiele ciekawych drobiazgów. Co wpadło mi w oko? Zestaw akcesoriów
do zdobienia jajek. Nie mogłam się oprzeć – jest, leży, czeka na sobotę. Dwa
tygodnie temu, z telewizora przemówiła do mnie pani spokojnym głosem „pokoloruj
swoją mandalę” i tak z dzisiejszą Gazetą Wyborczą przyszły do mnie refleksje o
niespodziewanym wybuchu mojego potencjału artystycznego.
Iwona Dominik, autorka tekstu Pokoloruj, bo nie zaśniesz, który ukazał
się na najnowszym „Magazynie Świątecznym” „Gazety Wyborczej” (sobota-niedziela
19-20 marca) pisze o fenomenie kolorowanek. Kobieta, która zapoczątkowała modę
na kolorowanie to bardzo młoda graficzka, ilustratorka, która mieszka w małym
szkockim miasteczku. Udostępniała swoje czarno-białe projekty w sieci, wracały one do niej pocztą elektroniczną jako ubarwione przez przypadkowych internautów zupełnie nowe
dzieła. Iwona Dominik pyta o fenomen kolorowania. W poszukiwaniach zahacza
oczywiście o kategorię zabawy i niejako z nią powiązany system edukacji. Stawia
tezę, że kolorowanie to ludyczna forma powrotu do świata dzieciństwa,
przestrzeni nieskrępowanego relaksu i twórczości. Po kolorowanki być może
sięgają dorośli, którzy jako dzieci nie mieli czasu na zabawę? Autorka tekstu
powołuje się na badania przeprowadzone w Michigan w 1997 roku, które dowodzą,
że „co trzecie z dzieci, których zachowanie było w przedszkolu pod stałą
kontrolą dorosłych, popełniło jako dorosły przestępstwo i zostało aresztowane
przez ukończeniem 23. roku życia.” Prosta konkluzja dla ludzi edukacji – mniej nauki,
więcej zabawy, jeśli tylko jeszcze możemy sobie na to pozwolić. Teza ta jednak
wydaje się być ryzykowna, szczególnie w aspekcie stricte politycznym, w
kontekście dyskusji o progu wiekowym dotyczącym obowiązku szkolnego.
Pozostawiając ten aspekt na uboczu, warto zapamiętać, że z badań jednoznacznie
wynika, że dzieci, które w wielu przedszkolnym były nastawiane głównie na
naukę, nie na zabawę „ponadtrzykrotnie częściej traciły pracę niż ich
rówieśnicy, którzy mogli swobodnie bawić się w dzieciństwie”. Iwona Dominik
cytuje też najsłynniejszego propagatora zabawy w świecie psychologii i
pedagogiki – Stuarta Browna: „przeciwieństwem zabawy nie jest praca, ale
depresja. Bez godziwej rozrywki i luzu czeka nas wypalenie zawodowe.”
Czy zatem skutecznym lekiem na
owo wypalenie są kolorowanki, które kupiłam wczoraj w kiosku, nabywając piszącą
o nich „Gazetę Wyborczą”? Być może jednak lepiej sprawdzą się akcesoria do
malowania jajek? Widzę, że istotnie poświęcanie czasu takim drobnym twórczym
zajęciom sprawa mi niesamowitą radość. Do kolorowanek podchodzę jednak
ostrożnie, dotychczas wolałam zajęcia nieco większego kalibru, takie jak
brukowanie alejek w ogrodzie, czy malowanie wielki paneli ogrodzeniowych. Moja
intuicja podpowiada mi zatem, że wszystko to można włożyć do jednego worka i
nazwać mianem prac angażujących, dających relatywnie szybkie poczucie
satysfakcji, płynącej z osiągniętego efektu. Takim jednak stwierdzeniem
rujnowałabym troszkę podwaliny arteterapii, której status jest mocno usankcjonowany
również w myśli pedagogicznej. Co zatem zrobię? A mianowicie, przy najbliższej
okazji (a rok bez dnia wagarowicza towarzyszącemu dniu wiosny jest chyba
świetną okazją) dam swoim uczniom (w ramach rekompensaty) kredki i kolorowanki właśnie. Znajdę i
wydrukuję te najbardziej skomplikowane, które zajmą ich na całe 45 minut.
Zobaczę, czy to wciągające zajęcie poskromi ich nieprzebrane zasoby energii. Cóż,
liczę się też z tym, że ze względu na wiek i grupową chęć kontestacji, w ogóle
nie uda mi się ich zaciekawić tą czynnością… Mimo to spróbuję. Trzymajcie za
mnie kciuki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz