„Od nowego roku szkolnego będziesz sam robił pranie,
codziennie wychodził z psem i raz w tygodniu odkurzał salon i swój pokój” – z
taką obietnicą zwróciła się kilka godzin temu moja serdeczna przyjaciółka do swojego
10-letniego syna. W tym samym czasie kroiła świeże ciasto z jagodami i
zaparzała dla nas pyszną, aromatyczną kawę.
Te słowa skłoniły mnie do refleksji dotyczącej obowiązków.
Często bowiem rozżaleni rodzice po zebraniu mówią: „ona traktuje dom jak hotel”,
„kiedy ja byłem w jego wieku…”, „dziecko przecież musi mieć jakieś obowiązki od
najmłodszych lat!”
Ponieważ pracuję z dziećmi raczej młodszymi, staram się
zazwyczaj delikatnie zasugerować rodzicom, że do pewnego wieku należy naprawdę
rozważyć zasadność ustanawiania sztywnego podziału obowiązków. Mówienie: „w tym
miesiącu wynosisz śmieci/wyprowadzasz psa/odkurzasz” do dziecka nie ma sensu.
Może ono nawet w dobre wierze zgodzić się na naszą propozycję. Nie miejmy
jednak złudzeń, takie zobowiązanie jest dla niego zupełnie abstrakcyjne. Po
jakimś czasie (najczęściej nie dłuższym niż tydzień-dwa) przestaje czuć się
związany obietnicą. I to nie ze złej woli, a z powodu ograniczonej możliwości
percepcji celów oddalonych w czasie.
Jesper Juul wskazuje, nawet graniczną datę, jaką jest rozpoczęcie 14
roku życia, jako moment, w którym możemy zacząć dzielić się z dziećmi
obowiązkami domowymi. Do tego czasu, rzadko kiedy udaje nam się znaleźć prace,
które naprawdę można długoterminowo powierzyć dzieciom i starać się
konsekwentnie egzekwować ich wykonanie. W podziale obowiązków konsekwencja i
zasadność są kluczem do sukcesu. Odradzam więc rodzicom 10- i 11-latków
powierzanie im kompletu obowiązków z góry na określony czas. Co innego doraźne
proszenie dziecka o pomoc. Jeśli to staje się praktyką, w wieku 14 lat nasza
pociecha powinna sama zacząć nam pomagać. Wszystko oczywiście w teorii, bowiem
z mężem czekamy jeszcze na ten cudowny moment :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz