Zbliża się rok szkolny i już odbieram pierwsze mejle od
zaniepokojonych zeszłorocznymi wynikami rodziców. Pytają, czy wspólnie
postanowimy co z komputerami w domu. W ubiegłym roku szkolnym, na jednym z
zebrań, zaświtał nam w głowach szalony pomysł, by od września spróbować umówić
się, co do wspólnych, klasowych limitów na granie.
Oczywiście sprawa jest bardzo delikatna, bo naprzeciw grona
entuzjastów pomysłu ustanowienia wspólnych limitów stanęli zwolennicy wolności,
których jak najbardziej rozumiem, ponieważ mój prawdziwy instynkt ciągnie mnie
mocno w ich stronę. Wszelkie zasady, które nie są absolutnie konieczne, wydają
się mi być zbędę i wzbudzają mój absolutny sprzeciw. Staram się jednak
przekonać do pomysłu większości, choć idzie mi to dosyć opornie.
Zauważyłam jednak, że zarówno chłopcy jak i dziewczynki z
mojej klasy kontakt za pośrednictwem gier, traktują jako ważną formę życia
społecznego. Co więcej, wiem, że bardzo ich boli, czują się niezwykle
upokorzeni, kiedy ich limity czasowe na korzystanie z komputera są znacząco
niższe niż innych dzieci w klasie. Siłą rzeczy muszą się do tego przyznać i
najnormalniej w świecie wstydzą się, że ich rodzice podjęli taką – przecież
niemądrą w ich opinii – decyzję. Co najciekawsze, jeden z moich uczniów,
którego mama i tata są entuzjastami wirtualnej rzeczywistości i nie limitują
dziecku do niej dostępu w żaden sposób, widząc w tym przyszłość syna i szansę
na jego rozwój, powiedział mi kiedyś, że czuje się niekochany. Szczególnie
mocno odczuwa to wówczas, gdy wszyscy muszą już iść spać a on nadal ma
możliwość grania. Byłam niezwykle zaskoczona tą jego refleksją i to właśnie ona
przekonała mnie do zgody na podjęcie próby ustalenia wspólnych limitów. Pomysł
na początek sierpnia jest – w mojej opinii – niezwykle ambitny: 0 minut w ciągu
tygodnia i brak limitów w weekendy. Jestem niezwykle ciekawa na czym stanie.
Mam jednak nadzieję, że nie zrobimy sobie nawzajem krzywdy tymi wspólnymi
limitami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz