Jeśli znaleźliście czas, by przeczytać tekst Dlaczego boimy się sceny, poznaliście
antropologiczną próbę uzasadnienia tego lęku. Lęku, którego nie da się i nie
warto zupełnie wyeliminować. Stąd warto spróbować zmarginalizować jego
niekorzystne działanie i czerpać z niego tylko to, co najlepsze.
Podzielę się z Wami moimi sposobami na oswojenie lęku. Lubię
brać czynny udział w dużych wydarzeniach. Zakończenie przedszkola i wcielenie
się w tytułową postać przedstawienia o Wesołej Ludwiczce rozpoczęło moją dobrą
passę wystąpień publicznych. Żadna akademia szkolna nie odbyła się bez mojego
większego lub mniejszego udziału. Zawsze jednak, tuż przed rozpoczęciem,
zadawałam sobie to samo pytania: „po co ja to sobie robię? Czy nie mogę
posiedzieć choć raz jak inni w spokoju na widowni, zamiast się tu teraz bać?”.
Na studiach, zaczęłam szukać strategii, by nie bać się aż tak.
Najbardziej pomocne okazało się wykorzystanie przyjaciół z
akademika i rodziny jako tymczasowego audytorium. Słuchali, pytali, mieli być
wymagającą widownią. Dzisiaj mam dziecko, które jeśli tylko dostanie smartfon,
może przesiedzieć na kanapie dowolną ilość czasu w charakterze pozornego widza.
Przećwiczenie prezentacji przed jakimkolwiek audytorium, opowiedzenie jej
dosłownie na głos, daje mi poczucie bycia przygotowaną, co redukuje 25% lęku.
Kluczem do sukcesu jest też – co z pewnością wyda się
oczywiste – dobre, naprawdę solidne przygotowanie. Kiedy sami pracujemy nad
wystąpieniem od początku do końca, raczej nie ma z tym problemu. Gorzej, jeśli
dostaniemy coś od kogoś co mamy np. zaprezentować w zastępstwie. Wówczas poziom
lęku wzrasta o 50%.
Dobre myśli, które pozwalają oswoić rzeczywistość też są
bezcenne. Ja zawsze powtarzam sobie w głowie, że to przecież nic innego od
tego, co robię codziennie w szkole i że muszę w związku z tym dać radę i
przestać się stresować. Czasami – jeśli nie pomaga – dzwonię do mojego
serdecznego przyjaciela przed samym wystąpieniem i, jeśli tylko ma czas,
konsultuję z nim powyższą opinię. Warto mieć kogoś, kto nam przytaknie w takiej
sytuacji.
Jeśli naprawdę czuję już rano, ze stres się wzmaga, wiem, że
na miejscu prezentacji będę musiała być odpowiednio wcześniej. Sprawdzam sprzęt
i nagłośnienie, kiedy sala jest jeszcze zupełnie pusta. Robię próbę techniczną
moich materiałów, ewentualnie próbuję podłączyć swój komputer do miejscowego
sprzętu wizualnego. To co pomaga mi najbardziej, to wypróbowanie kilku miejsc
na widowni. Wiem wtedy, co widzą
słuchacze i nie muszę sobie tego wyobrażać.
Na pół godziny przed moim wystąpieniem staram się już o nim
nie myśleć i nie ulegać pokusie zmiany. Słucham innych i staram się znaleźć
coś, co pomoże mi w pierwszych kilku słowach osadzić w kontekście to, co mam do
powiedzenia.
Przeciętne wystąpienie publiczne to ok 7 000 słów
wypowiedzianych w jednym ciągu logicznym. Każdego dnia do otaczających nas
ludzi kierujemy ok 15 000 słów, wystąpienia publiczne są więc naprawdę
tym, co robimy na co dzień, tyle, że w nieco innym kontekście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz